Witam na blogu poświęconym pasji do lotnictwa i wszystkiego, co z nim związane - skyisthelimit.aero. Bloga nie porzuciłem (uprzedzając pytania), nowe wpisy powoli ale produkują się. Niecierpliwie oczekuję dnia, w którym…
czytaj więcejSylwester, okazja do zabawy, a ja, jak na złość, siedzę chory w domu. Daje mi to jednak okazję do podsumowania lotniczej działalności w roku 2013.

Pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia, przez Polskę przechodzi Orkan, ale poza tym pogoda mieści się w określeniu CAVOK. Temperatura za oknem dochodzi do 10ºC, możnaby siedzieć w domu i pochłaniać przysmaki ze świątecznego stołu. Dlaczego jednak nie zrobić czegoś niestandardowego i nie wykonać najprawdopodobniej ostatniego lotu w tym roku?

Ćwiczenia fizyczne są bardzo ważnym elementem wpływającym na zdrowie pilota. Jednak aby zmniejszyć masę ciała należy dodatkowo zredukować ilość przyjmowanego jedzenia. Takie między innymi wnioski płyną z lektury książki do przedmiotu Human Performance and Limitations (wyd. Jeppesen). W artykule poruszę ten temat na własnym przykładzie.

Są takie dni, gdy lecieć się poprostu nie chce. Pogoda za oknem nie nastraja – niemalże pełne zachmurzenie i mrzawka, ale zobowiązania o charakterze zawodowym wymuszają podróż. Pociesza tylko myśl, że po osiągnięciu wysokości przelotowej będę miał możliwość zażycia kąpieli w Słońcu.

Airspeed is alive, 40 knots checked, rotate, [po dłuuugiej chwili] positive climb, flaps up, ustalam prędkość Vy i słyszę sygnalizację zbliżania się do granicy przeciągnięcia (flapper switch). Samolot wznosi się nieszczególnie chętnie, oddaję drążek, rozpędzam do 80kt prędkości przyrządowej i kontynuuję wznoszenie jednoczenie próbując ustalić co się stało.

Zapowiada się ciekawy weekend. Skończywszy pracę udaję się na lotnisko, gdzie po oczekiwaniu na samolot (znów spóźniony uczeń wrócił z trasy samodzielnej) pakuję się do lotu. Lecę sam, a zatem do MTOW sporo brakuje, a pełna walizka przesuwa środek ciężkości w maksymalne tylne położenie. Oczekuję nadzwyczajnych osiągów.

Nastał wreszcie czas, gdy wiedza zdobyta przez ostatnie miesiące wytężonej pracy zostanie poddana weryfikacji. Przekonam się czy przyjęty przeze mnie sposób nauki sprawdza się, a wiadomości są utrwalone w stopniu umożliwiającym bezproblemowe zaliczenie poszczególnych przedmiotów egzaminu teoretycznego do licencji pilota samolotowego liniowego ATPL(A). Odwiedzam ULC!

Jakkolwiek dziwnie to pytanie by nie brzmiało postanowiłem się nad nim pochylić. Zastanowiłem się też dlaczego nie było ono bardziej ogólne tj. czy boję się latać? Z drugiej strony pytać pilota czy boi się lądować, trochę dziwne. Nie uwazacie?

Minęła właśnie pierwsza w nocy, czuć już sierpniowy, nocny chłód, na płycie wrocławskiego lotniska nic się nie dzieje, a ja lekko zmęczonym już głosem wypowiadam standardową formułkę: „request engine start-up for Poznań”. Głos kontrolera trochę mnie otrzeźwia, po potwierdzeniu wykonuję checklistę do uruchomienia, a chwilę później dostaję zgodę na lot. Po odlocie w prawo, chyba do ARMEX, nie pamiętam już, z naborem do 6500 ft.

ATIS lotniska w Poznaniu podaje temperaturę 26° C, pomimo uchylonej owiewki w nieklimatyzowanej kabinie jest upalnie. Zgoda na uruchomienie jest, silnik grzeje się dość szybko, wprowadzam trasę do GTN650, a w słuchawkach słyszę: „SP-SMA, Poznań Tower, You are cleared for VFR flight in controlled airspace to Balaton. After departure runway 28 turn left, direct CZE, climb FL95, squawk 7431, when airborn contact Poznań Approach on frequency 135.525.”. Właśnie na takim zezwoleniu mi zależało, chwilę później chłodzę się wpadającym z zewnątrz powietrzem (5° C) oraz korzystam z 20 węzłów komponentu wiatru w ogon. Zaczyna się fantastyczny weekend.
