... a co to za firma?
Kilkanaście minut po godzinie 1:00 w nocy (ok. 16:00 w Polsce), ledwo co zasnąłem w wynajętym przez firmę mieszkaniu, gdzieś na zachodnim wybrzeżu USA. Dzwoni telefon, odbieram zaspanym i niezbyt przyjemnym tonem, moja percepcja i zdolność do zapamiętywania jest dość mocno ograniczona. Przedstawia się pewna kobieta, której nazwiska w ogóle nie skojarzyłem, podobnie jak nazwy firmy, a doświadczony sprzedawcami pościeli i pseudoakcesoriów medycznych lub kredytów odburknąłem: …, a co to za firma? Tak właśnie rozpoczęła się moja przygoda z lataniem zawodowym.
Po kolei. Pracując w różnych informatycznych korporacjach, ale również mniejszych firmach nie miałem na co narzekać poza poczuciem, że nie robię tego, co chciałbym. Nie żebym swojej pracy nie lubił, wręcz przeciwnie, ale co jakiś czas dostaje się przytłaczające i nierozwijające zadania (czasami wręcz nad takimi spędza się większość czasu) i wówczas przychodzi myśl, że może nastał czas na zmianę. Po czym nadchodzi koniec miesiąca, trzeba spłacić ratę kredytu za mieszkanie, a firmie wystawiam przyzwoitą fakturkę, po kilku dniach dostaję przelew i ochota na zmianę przynajmniej chwilowo mija. Taka sinusoida chęci zmiany profesji towarzyszy mi od dobrych 3 lat.
Po jednej ze stron zdarza mi się gdzieś wysłać aplikację, czasami nawet się ktoś odezwie i trafiam w tryby rekrutacji. Nie byłem na wielu bo też wielu CV nie wysłałem, myślę, że na palcach jednej ręki dałoby się je policzyć.
Terminarz rekrutacji, w których mogłem wziąć udział w tym roku był, dość mocno ograniczony. Na początku września wróciłem z USA, cały wrzesień był zajęty poza ostatnim tygodnie, w którym udało się trochę polatać, a w ostatnim tygodniu października wyjechałem do Pragi, gdzie będę prawie do świąt Bożego Narodzenia.
Rekrutacja polegała głównie na zapoznaniu się i zbadaniu jak kandydat jest ogarnięty życiowo w kontekście rozwiązywania niestandardowych problemów, które mogą go napotkać. Oczywiście znajomość angielskiego też została przy okazji zweryfikowana. Do tego ważna jest motywacja do wykonywania dość ciężkiej pracy. … tak, bo praca w transporcie jest ciężka, niekoniecznie fizycznie.
Kończąc. W styczniu 2018 rozpocznę szkolenie na typ małego samolotu turbośmigłowego, w pewnej firmie, która zajmuje się głównie operacjami nierozkładowymi przewozu ładunków.