Krąg turbopropem
Szkolenie do uzyskania uprawnienia na typ samolotu w załodze wieloosobowej to nie tylko symulator. Przed pierwszym lotem handlowym wypadałoby choć na chwilę poczuć jak lata prawdziwy samolot. Tak przy okazji: czy będąc pasażerem chciałbyś lecieć samolotem ze świadomością, że pilot wykonuje nim swój pierwszy start i lądowanie w życiu?
No właśnie. Nadzór lotniczy również się na taki eksperyment nie odważył. Toteż każda osoba, która chce uzyskać wpis do licencji z uprawnieniem na tym samolotu w załodze wieloosobowej oprócz szkolenia symulatorowego musi wykonać minimum 6 startów i lądowań oraz jedno odejście na drugi krąg (go around).
Od tego wymogu jest oczywiście odstępstwo. … i to nie jedno. Można dokonać wpisu uprawnienia do licencji tylko na podstawie protokołu z egzaminu, bez zaświadczenia o odbyciu lotów szkolnych, osobie, która posiada minimum 500 godzin doświadczenia jako pilot samolotów z załogą wieloosobową. Z naszej sześcioosobowej grupy nikt się nie załapał na takie odstępstwo, a zatem łącznie musieliśmy przemęczyć w samolocie 36 kręgów.
Poleciałem jako pierwszy, a zatem bonusowo wystartowałem z Warszawy i 20 ekstra minut w drodze na lotnisko w Szymanach, gdzie ruch lotniczy jest idealny do przeprowadzenia tego typu szkolenia – nikomu nie przeszkadzaliśmy. Pogoda wczesnym rankiem była idealna, zero turbulencji, samolot latał przyjemniej niż symulator. … i tak, uprzedzając pytania, które często dostaję – symulator bardzo dobrze odzwierciedla wrażenia z lotu prawdziwym samolotem.
Po 18 kręgach zaliczamy prawie godzinną przerwę na tankowanie i ochłonięcie od hałasu turbośmigłowca. Kolejne 18 kręgów w coraz silniejszej termice wypracowanej w słoneczny dzień to istna katorga. Pod koniec zwymiotowałem – tak, zwymiotowałem w samolocie owocową herbatę, którą piłem podczas przerwy. Ile można! 36 kręgów w samolocie, w którym każde lądowanie i start są no-bleed (w konsekwencji bez klimy) w upalny dzień to przegięcie! Nigdy wcześniej nie sądziłem, że mnie coś takiego może dotknąć.