MCC/JOC - teoria
Dawno nie było tak aby nie pracował cztery miesiące. Formalnie pracuję tylko nie mam zadań w takiej ilości aby zajęły mi one cały dzień. Ba! Są dni gdy nie mam jakichkolwiek zadań, ale formalnie muszę coś robić. Jest to bardzo stresujące, wolę normalnie iść do pracy. Zamiast tego się… odstresowuję na szkoleniu MCC.
Czy jest mi to do czegokolwiek potrzebne? Nawet punktów do lansu to nie daje. Powiem więcej: obecnie jest mi to mniej potrzebne niż licencja zawodowa ale z różnych względów za chwilę może już być niezbędne. Poza tym nigdy nie wiem czy pewnego pięknego (lub nie) dnia nie zacznę świadczyć usług sensu stricte dla przewoźnika lotniczego. Wówczas ten kawałek papieru z napisem MCC będzie najprawdopodobniej niezbędny.
Teoria JOC to powtórka z ATPLa wzbogacona o materiały z badań ciekawszych zdarzeń i wypadków lotniczych związanych ze stosowaniem napędu odrzutowego. Prowadzącym tej części był dr inż. Tomasz Smolicz, emerytowany pilot, kapitan na takich konstrukcjach jak Il-62 i Boeing 767.
Później było już tylko gorzej. Pogadanka o różnych aspektach MCC nie wnosi do mojej wiedzy nic, nie podnosi również moich umiejętności. Wykładowcy nie zawsze mają dużo do powiedzenia, więc zajęcia ulegają skróceniu ku uciesze dość licznej grupy słuchaczy. Tak było aż do soboty, kiedy to poszedłem spotkać się ze znajomymi, a do hotelu wróciłem po 3:00 nad ranem. W niedzielę rano rzecz jasna nie wstałem odpowiednio wcześnie i z dość luźnym nastawieniem, z kawą w jednej ręce i kanapką z pobliskiego Subwaya w drugiej pojawiłem się po 11:00. Tego dnia jednak prowadząca miała coś do powiedzenia i zajęcia prowadzone były “na serio”. Biednemu to wiatr w oczy i… 😉
Koniec końców te zajęcia to formalność ale z rożnych względów warto pozostawić po sobie trochę lepsze wrażenie. Szkolenie w kabinie treningowej (potocznie symulator) już wkrótce.