Blog Lotniczy 2013r.
Sky Is The Limit

Najpopularniejsze wpisy

img img
img img

Postanowienie noworoczne – zaczynam

O miłości do samolotów i wszystkiego, co wiąże się z lataniem mógłbym naprawdę dużo mówić. U mnie zaczęło się to w niewyjaśnionych okolicznościach wiele lat temu, gdy byłem jeszcze w szkole podstawowej. Nie…

czytaj więcej

Minęła właśnie pierwsza w nocy, czuć już sierpniowy, nocny chłód, na płycie wrocławskiego lotniska nic się nie dzieje, a ja lekko zmęczonym już głosem wypowiadam standardową formułkę: "request engine start-up for Poznań". Głos kontrolera trochę mnie otrzeźwia, po potwierdzeniu wykonuję checklistę do uruchomienia, a chwilę później dostaję zgodę na lot. Po odlocie w prawo, chyba do ARMEX, nie pamiętam już, z naborem do 6500 ft.

Ten dzień, a w zasadzie wieczór, rozpoczął się chaotycznie. Z pozoru banalne zadanie – przetransportować jedną osobę i kilka dokumentów do Wrocławia, a następnie wrócić pustym samolotem, może okazać się znacznie bardziej skomplikowane. Oba lotniska standardowo wyposażone i oświetlone, pogoda piękna, tylko lekkie zachmurzenie nad Poznaniem, czego chcieć więcej.

Samolot miał być dostępny od 20:30, okazało się jednak, że nie przyleciał z przeglądu o zaplanowanej wcześniej godzinie. Procedura jego tankowania i odebrania również zajęła nieprzewidziany wcześniej czas. Na domiar złego, już po uruchomieniu silnika, stwierdziłem, że nie działa jedna z radiostacji, o czym nie zostałem poinformowany odbierając samolot. Nie znalazłem również adnotacji w PDT na ten temat. Na szczęście (nie jestem przekonany czy szczęście) do wykonania lotu VFR w nocy wystarczy jedna.

Hamulec postojowy odblokowałem o 20:54 UTC, czyli 22:54 czasu lokalnego. Lot i lądowanie we Wrocławiu bez większych przygód, w dolocie do lotniska, podczas zniżania odebrałem informację o ruchu (podchodzący do lądowania Bombardier Eurolotu), a po potwierdzeniu zgodę na podejście z widocznością za poprzedzającym mnie samolotem. Po krótkiej walce z turbulencją w śladzie aerodynamicznym, której doświadczyłem na krótkiej prostej, bardzo delikatne przyziemienie i kołowanie na stanowisko postojowe, gdzie przywitała nas SOL (Straż Ochrony Lotniska).

Operacje GA na lotnisku Wrocław Strachowice po 23:00 czasu lokalnego wymagają uprzedniego potwierdzenia przylotu celem organizacji handlingu. Ja miałem w planie być przed 22:00, więc takowego powiadomienia nie wysłałem. Po wymianie kilku porozumiewawczych uśmiechów ze strażnikiem znalazła się osoba, która na tym lotnisku niegdyś handlingiem się zajmowała i może nas przyjąć w pustym już terminalu GA. Parę kliknięć w komputerze i pojawia się faktura za lądowanie w wysokości 98,40 PLN. Pozostał jeszcze handling, ale to już okazało się nie być takie proste. Obsługujący nas agent dawno tego nie robił (to już nie należy do jego zadań), zmienił się system i nie bardzo wiedział jak tę opłatę naliczyć. Po blisko półgodzinnej walce był gotów się poddać i puścić mnie wolno. Ucieszony postanowiłem przed odlotem skorzystać z toalety i pech chciał, że z nudów, czekając na mnie, sympatyczny skąd inąd jegomość przypomniał sobie jak to się robi. Chwilę później z karty płatniczej ubyło kolejne 116,89 PLN.

Powrót do Poznania był ekspresowy, zgoda na lot praktycznie po prostej, w radiu nie słyszę jakiegokolwiek innego ruchu. Zakończyłem go szybkim visualem do pasa 10 w Poznaniu. Jedyne co mi przeszkadzało to niska temperatura. Ten samolot naprawdę słabo grzeje i pomimo 7 stopni na zewnątrz (na 6500ft) i włączonym ogrzewaniu w samej koszuli było mi chwilami chłodno. Po dokołowaniu na stanowisko postojowe zapisuję godzinę block-on – 0:02 UTC tj. 2:02 w nocy. Lubię latać w nocy, ale tak późno jeszcze nigdy wcześniej nie miałem okazji. Do domu wróciłem przed 4:00, a nim położyłem się spać zastało mnie wschodzące słońce i śpiew ptaków za oknem.

Komentuj: